wtorek, 30 czerwca 2009

Big Island of Hawaii - Kona - Mauna Kea - Kilauea - Black Sand Beach cz. 1

Ostatni weekend postanowiłem spędzić na zwiedzeniu największej wyspy archipelagu Hawajów - Hawaii (lub jak kto woli Big Island of Hawaii). Wyspa oddalona od Oahu o okolo 250 km daje smak prawdziwych Hawajów - od bardzo pieknych plaż i klifów po 4 km wzniesienia dwóch najpotężniejszych wulkanów - Mauna Kea i Mauna Loa.
Tym razem wyjazd odbył się w grupie pięcioosobowej europejskiej :) - 3 Francuzów (aż za dużo :P), jeden Holender i jeden Polak. Oczywiście jak przystało na Francuzów nie uwielbiali zbyt często mówić po angielsku, więc zdecydowanie lepiej było komunikować się z Holendrem ;)

Pierwszy dzień - czyli piątek wieczór spędziliśmy na dojazd (dolot ??) do wyspy z lotniska w Honolulu do lotniska Kona. Lot oczywiście kulturalny, a do tego można było podziwiać zachód słońca :)





Ponieważ postanowiliśmy wjechać na Mauna Kea (wejście pierwszy raz w życiu na 4000 metrów byłoby trudne w ekwipunku turystycznym :P), więc zamówilismy prawdziwy samochód terenowy o znamiennej nazwie Jeep Wrangler Rubicon!



Z lotniska popędziliśmy do malutkiego bardzo przypominającego klimatem kiepskie horrory miasteczka Captain Cook (czy ktoś widział w Polsce miasto Adam Mickiewicz ??). Zamówiony przez nas ekstremalnie tani hotel okazał się lokalną atrakcją turystyczną - najstarszym budynkiem turystycznym w całej okolicy :P 86 letnia budowla - Hotel Manago - żywce przypominała zajazdy z westernów, a do tego można w nocy do niego po prostu wejść, wziąć swój klucz i wejśc do pokoju - nikt o nic nie pyta, prosto i skutecznie ;) Na szczęście jest jakiś pan strażnik, który po prostu siedzi przy ekranie i obserwuje obraz z kamerki..



Pokój i wystrój pamięta bardzo starych mieszkańców tej okolicy..







Za to na śniadanie można było zamówić mega naleśniki i oryginalną kawę Kona Royal o zapachu ziaren kakaowych - i to w nieograniczonych dolewkach - jak widać na zdjęciach wszyscy byli zadowoleni ;)





Francuzi, jak przystało na ludzi ze zgnuśniałego Zachodu, wybrali jakiś luksusowy hotel, gdzie historia zapomniała, że istnieje :P Ich przygodę z 4 gwiazdkami pominiemy milczeniem..

Następnego ranka nasza podróż na Mauna Kea przedstawiała się mniej więcej tak:


Wyświetl większą mapę

Imponująca droga wiodąca przez piekne równiny Wielkiej Wyspy zdecydowanie robi wrażenie na takim płaszczaku jak ja. Chociaż trzeba przyznać, że nie brakowało turystów, którzy po prostu zatrzymywali samochód w szczerym polu, żeby podziwiać widoki wulkanowzgórz.












Kiedy zaczęliśmy się zbliżać do potwora, wyraźnie przyroda zaczęła się odmieniać. Człowiek bardzo dziwnie się czuje, gdy samochodem przekracza barierę chmur. Poza tym dochodzą do tego bardzo nieprzyjemne efekty gwałtownej zmiany wysokości - poruszając się jak staruszek czułem się jak po przebiegnięciu 10 km :P







Po drodze na szczyt znajduje się Visitors Center - 3000 metrów nad poziomem morza. Można poczuć jak bardzo rzadkie jest powietrze i sprawdzić jakie warunki panują na samym szczycie. Przy okazji widać w oddali budynki, w który śpią astronomowie wykonujący pomiary na szczycie - na Mauna Kea jest więcej teleskopów niż wolnych szczytów!








Po półgodzinnej przerwie na odsapnięcie i aklimatyzację (na samym szczycie jest tylko 60% tlenu, w porównaniu z normalnym stężeniem!) ruszyliśmy dalej naszym Wranglerem. Teraz krajobraz zrobił się bardzo marsjański - pola magmowe poprzetykane spływami magmy, których pewnie nie pamięta żaden człowiek z epoki historycznej







Sam dojazd na szczyt robi naprawdę piorunujące wrażenie - krystalicznie czyste niebo powyżej linii inwersji i do tego linia chmur poniżej - cudo!





Na samym szczycie znajduje się cały legion ogromnych teleskopów - oczywiście w południe wszystkie są zamknięte, żeby światło słoneczne nie uszkodziło optyki.
Na zdjęciach między innymi Keck, Gemini i Subaru.










Szczyt składa się z kilkunastu mniejszych wzniesień, na najwyższe z nich można się wspiąć, chociaż ta z pozoru niegroźna wyprawa, którą wodząc wzrokiem można przejść w 5 sekund zajmuje całą godzinę!





Do tego można podziwiać bardzo dziwaczne spowolnione muchy, które z braku tlenu poruszają się tak samo wolno jak my. W dodatku są tutaj tylko dlatego, że martwe owady zdmuchiwane z nizin przez wiatr stanowią dla nich dobrą przekąskę - jak widać my też ;)









Szczyty wulkaniczne obfitują w bardzo różnorodne geologicznie skały, niektóre z nich są lekkie jak piórko, a niektórych nie sposób unieść. Przeważa czerwień, chociaż świeże wylewy magmowe są tutaj zazwyczaj zupełnie czarne.





Po intensywnym zwiedzaniu szczytu czas na przejażdżkę w dół - oczywiście, gdy się wyłączy na chwilę napęd na 4 koła kończy się to paleniem hamulców, więc należy słuchać zaleceń mieszkańców wulkanu :P
A do tego można podziwiać widoki chmur z góry - wrażenie lepsze niż w samolocie, bo można się dokładnie rozejrzeć :D A do tego pogoda nam naprawdę sprzyjała !









A dalsza relacja z wyprawy już jutro ;) Czas wreszcie popracować nad nowymi materiałami z kursów! Poza tym nie sposób wkleić tutaj 500 zrobionych zdjęć :P Jutro czarne piaski i klify wulkaniczne oraz chmury siarki i trujących gazów oraz strumienie pary wodnej - mówiąc krótko relacja z piekła na ziemi!

czwartek, 25 czerwca 2009

Hanauma Bay - nurkowanie z rybami !


Wyświetl większą mapę

Dzisiaj nieco przez przypadek postanowiłem wybrać się z kolegą z Italii na wycieczkę do Hanauma Bay. Jest to pięknie położona w kraterze wygasłego wulkanu zatoka, która słynie z niezwykle pięknego wybrzeża koralowego, na którym można uprawiać Snorkeling - czyli nurkowanie z maską i fajką. Prawdę mówiąc maska dość użyteczna, ale z tej rurki za bardzo nie da się korzystać przy wysokich falach i przypływie. W każdym razie wolałem nabrac oddechu i zanurkować :P






Jak widać zatoka należy do wyjątkowo uroczych ! Pietro - mój współtowarzysz był bardzo wyrozumiały, gdy pykałem dziesiątki fotek i filmów, ale naprawdę to miejsce jest niezwykłe. Oprócz tego jest cała masa Amerykanów i plaża jest czynna tylko w określone dni, w pozostałe jest zamkniętym rezerwatem przyrody (ew. usuwają trupy zjedzonych przez sympatyczne piranie nurków :P).







Woda w Hanauma Bay ma niezwykle słony smak i jest też zdecydowanie cieplejsza niż w otwartym oceanie. Poza tym jak widać na zdjęciach dzięki płytkiemu koralowemu dnie rozbijają się tutaj naprawdę wysokie fale, a przypływ jest ogłaszany przez ratowników przez megafon. I oczywiście należy uważać, żeby nie wpłynąć w silny prąd wodny, który zazwyczaj wytwarza się między skałami.







Jednak zanim człowiek może spokojnie zacząć sobie pływać w morzu musi przejść krótkie przeszkolenie - Amerykańcy pokazują filmik jak chodzić po dnie i co można zobaczyć w morzu - oczywiście przy idealnych warunkach i sprzęcie, ale niektóre ryby faktycznie widziałem !





Po drodze na plażę widzimy jeszcze typowo Hawajską rybkę..



która nazywa się tutaj humuhumunukunukuapua (to nie żart! :D).

i doprawdy nie wiem co na plaży w kraterze wulkanicznym robi kogut (bardzo szybki do tego) !


A oto typowy przedstawiciel fałny napływowej - nie mylić z fauną pływającą tubylczą !




A sama plaża jest naprawdę przeurocza, zresztą sami zobaczcie..











Zdecydowanie żałowałem, że mój aparat nie jest wodoodporny, widok nawet przy bardzo prostym sprzęcie do nurkowania jest niezwykły ! I to w zasadzie już 5 metrów od brzegu widać całą strukturę koralowego lasu, aż dziwne, że wpuszczają tutaj turystów w ogóle !





Na szczęście nad wszystkim czuwa ratownik, który i dziś przeprowadzał akcję ratunkową na naszych oczach - i wcale nie chodziło o to, że kogut porzucony przez kurę poszedł się utopić :P


A takie oto zwierzątka żyją w pobliżu i w Hanauma Bay - (rybkę po prawej widziałem). Widziałem też wielkiego potwora :P i poutykane tu i ówdzie w skałach jeżowce - zdaje się, że wiedząc o tym, że ktoś mógłby je zdepnąć nawet nie próbują wychylić się z korali.


Niestety ostatni autobus wyjeżdżał z Hanauma Bay o 17:10, więc nie za długo można było się nacieszyć tym miejscem :( - czy już wspominałem, że w Honolulu są okropne autobusy ? I trzeba zawsze płacić banknotami dolarowymi na pokładzie, bo inaczej pan nie wpuści :P A do tego na ich dziurawych drogach cała maszyna się trzęsie :P Ech, nasze MPK...

Na pocieszenie jeszcze widok na wulkan po przeciwnej stronie, naprawdę malowniczy (podobno nazywa się Coconut Crater, ale kokosów nie było widać..)



Oczywiście ledwo później zdążyliśmy na kolację, więc musiałem żywić się chrupkami, ale przynajmniej w towarzystwie jak zwykle rozbrajających Hindusów :P