niedziela, 21 czerwca 2009

Diamond Head - korona Honolulu

Dziś wreszcie zaczął się weekend, co oznacza, że można było się więcej powłóczyć po mieście. Zdecydowanie poranek spędziłem w łóżku, w preciwieństwie do mojego współlokatora, który wczoraj nie chciał się z nami kąpać w oceanie, więc postanowił pójść dziś od rana :P
W okolicach południa wraz z grupką Włochów (nie wiem czy wyszło mi to na dobre, ale o tym później :P) udałem się na wczesny lunch w bardzo klimatycznej i wyjątkowo niepozornej restauracji :D


Zdecydowanie trafiliśmy dobrze, bo zaserwowano nam rzeczy, które w sumie trochę trudno nazwać :P


Tradycyjnie Hawajczycy jedzą dużo wieprzowiny (skąd tutaj świnie?? - przecież nie mogły tu same przylecieć) i mają wyborne ryby ! I do tego obrzydliwa pasta pui robiona z korzeni rośliny występującej na tutejszych wyspach (trochę wygląda to jak nasze kapelony !)

Lau-lau to potrawa, która robi się w ten sposób, że pewien określony rodzaj mięsa - ryba maślana, kurczak, prosiak lub inne zawija się w liście taro niczym nasze gołąbki, całość jest starannie skropiona różnymi bulionami i ma bardzo przyjemny i aromatyczny zapach:



Zdecydowanie drugim istotnym punktem jest ryba podawana na surowo - na mój gust było to coś w klimacie łososia i nazywa się Poke. Następnie bardzo odświeżająca, ale w sumie mało egzotyczna sałatka z pomidora, którą tutaj nazywa się Lomi Salmon, żeby zmylić biednego turystę. I oczywiście na deser każdy dostaje wyborną pseudogalaretkę z mleka kokosowego, czyli Haupia. Jest to niezwykle delikatna kompozycja, przypominająca nieco tofu. Całość prezentowała się mniej więcej tak:




Na zagryzkę (zdecydowanie z ostrym sosem) warto było przegryźć suszone mięso z prosiaka - to akurat danie chyba bardziej typowo amerykańskie, bo podobne rzeczy można kupić nawet w sklepie na stacji benzynowej!



Po naprawdę wybornej uczcie nadszedł czas na uregulowanie rachunków i ustalenie z połączoną grupą (wraz z Francuzami) czy idziemy zobaczyć od środka wulkan ! Oczywiście należy nadmienić, że Włosi prawie cały czas gadali ze sobą po włosku, więc nie wiadomo było nad czym perorują, a potem przez 25 minut debatowali nad tym czy warto się wspinać na ten wulkan czy nie :P Gdy ich zapytałem dlaczego tak długo się zastanawiają, to Davide odpowiedział mi: "We're just Italians" :P Cóż - co kraj to urok... W każdy razie zaopatrzywszy się w wodę udaliśmy się na "daleką" wyprawę do dalszej dzielnicy. Oczywiście wyprawę poprowadził Włoch i po dwóch ulicach stwierdził, że w sumie nie wie, gdzie idziemy, więc będąc uzbrojonym w wiedzę z Google Earth postanowiłem przejąć dowództwo i poprowadzić gawiedź jedyną słuszną drogą.

A musicie wiedzieć, że wejść do wulkanu - przynajmniej tak grzecznie i kulturalnie jak przystało na tradycyjnych turystów wcale nie jest łatwo. Należy obejść sobie z 3 km potwora i wejść przez wywiercony w skale kiludziesięciometrowy wieeelki tunel:



Przez wiele lat była tutaj amerykańska baza wojskowa i na wzgórzach widać nawet zainstalowane baterie dział. Stąd właśnie tunel.



W środku krateru krajobraz zdecydowanie się zmienia. Wszystko zaczyna wyglądać jak fragment pustynii w Nevadzie, a do tego panuje tu bardzo osobliwa ciszy - brak zupełnie wiatru. Przez to też panuje tu niesamowity żar:





Co więcej aż trudno uwierzyć, ale cała ta kaldera powstała 300 000 lat temu podczas jednej eksplozji ! Musiało to być potężne wyładowanie energii, skoro udźwignęło 200 metrowe wzniesienie!






Wzniesienie jest bardzo krótkie, ale za to niezwykle ostre. Trzeba przyznać, że Amerykanie mają tutaj niezły wycisk :P Zdarzają się też osobniki, które biegają po trasie w dół i w górę. Z nich nie należy brać przykładu - w końcu przez sport do kalectwa...


Na szczęście z każdym krokiem panorama robi się coraz atrakcyjniejsza, aczkolwiek wzmaga się też żar rozgrzanych przez podzwrotnikowe słońce skał wulkanicznych





Później wkracza się w system korytarzy i schodów stacji kontroli pocisków, która na początku XX wieku służyła jako sztab zarządzający kierunkiem ostrzału z rozmieszczonych na sąsiednich wierzchołkach baterii dział.



I najbardziej strome schody jakie widziałe w swoim życiu :



I wariacja na ten temat:

przy okazji - zagadka: czy zdjęcie było robione z dołu czy z góry ? Jedyną wskazówką jest to, że na zdjęciu pewien szczegół jednoznacznie i bez naciągania to określa :P

I nareszczie szczyt! Widok był po prostu "awesome" :) !!




Zdecydowanie można pozazdrościc szczęśliwcom mającym za oknem własnego domu takie fale :P Z drugiej strony mam nieco mieszane uczucia, co do mieszkania wśród Amerykanów... ale o tym innym razem.

Zdecydowanie czas pokazać panoramę:



Na samym szczycie niesamowicie wieje popołudniu, ale widok rozciąga się na pół wyspy Oahu - "awesome" !







A tak mniej więcej prezentowała się nasza górska ekipa:





Później oczywiście nastąpił podział zdań znowu między mną i Włochami :P Skalkulowałem,że jednak warto pójść do stołówki na kolację zamiast iść znowu na plażę (zmysł głodomora) i zmotywowany tą myślą pędziłem przez amerykańskie osiedla domków:




Byłem tak bardzo głodny, że nawet udało mi się idąc pieszo wyprzedzić jadącą autobusem ekipę Francuzów - jak zwykle naród ten się ociągał :P

A na koniec wyjaśnienie nazwy: otóż na początku XVIII wieku przybyli tutaj koloniści, którzy sądzili, że znaleziony w zboczach kryształ kalcytu to diament ! I tak Le'ahi, czyli czoło ryby 'ahi stało się Głową Diamentów - i jak tu nie uważać, że Amerykanie są troszeczkę nierozgarnięci :P

6 komentarzy:

  1. mmmmm.... ale smakowitości mieliście na lunch :D ja tlyko żałuję, że nie próbowałeś tej płetwy rekina :P
    widoki niesamowite, najbardziej podobają mi się te plaże z egzotycznymi palmami :D no i rozgryzłam zagadkę w jaki sposób zostało zrobione zdjęcie schodów :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne widoki i bardzo udane fotki, gratulacje!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądam i nie mogę wyjść z podziwu. Świetne widoki! Zazdroszczę Panu tej wyprawy:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję serdecznie -staram się wszystko dokumentować, co tylko tutaj widzę, wszystko jest zupełnie inne! Dziś wrzucę fotki z wyprawy do prawdziwego tropikalnego lasu, który jest tuż za granicami Honolulu !

    OdpowiedzUsuń
  5. No kolejne wycieczki robią coraz większe wrażenie, a część kulinarna też działa na wyobraźnię! Co do krateru to do Twojej relacji brakuje tylko jednego poglądowego zdjęcia, które mozna zobaczyć na stronie:
    http://en.wikipedia.org/wiki/File:Diamond-Head-Hawaii-Nov-2001.jpg

    Co do poke to znalazłem u siebie coś takiego, co nazywa sie Poke aku (to od nazwy tej ryby):
    1 lb Hawaiian Aku
    1/2 c Blanched and chopped limu
    Kohu
    1 tb Hawaiian salt
    1 Hawaiian red pepper, seeded
    And minced.
    2 ts Ground, roasted kukui nuts

    Prawda, że to proste?

    OdpowiedzUsuń
  6. to już wiadomo, co przygotujemy na powrót Bartka :D tylko kto składniki dostarczy... jednak chyba trzeba będzie poczekać na te prawdziwe hawajskie...

    OdpowiedzUsuń