Wyświetl większą mapę
Port w Pearl Harbour jak wskazuje inteligentnie nazwa znajduje się w Pearl City. Współcześnie właściwie jest to dzielnica Honolulu, która leży całkiem daleko na zachód od Waikiki (dlaczego wszystko zawsze odnoszę do Waikiki - otóż gdziekolwiek jest się na wyspie, wznosząc się dostatecznie wysoko zawsze rzucają się w oczy drapacze chmur na Waikiki !).
Ponieważ naród amerykański ma bzika na punkcie bezpieczeństwa, więc należy pozostawić wszystkie swoje osobiste rzeczy w skrytce, na wypadek, gdyby tak kolorowe towarzystwo chciało zdetonować bombę.
Wówczas cała załoga zaatakowanych statków musi udać się do specjalnej kapsuły, która pozwala im wydostać się na powierzchnię...
Zdecydowanie Pearl jest gratką dla miłośników wszelkiego rodzaju wybuchów. Nie należy jednak zapominać, że jest to równocześnie cmentarz (a właściwie cmentarzysko) i aktywna baza wojskowa.
Pierwszym celem ataku korpusu eksedycyjnego była łódź podwodna USS Bowfin (Amia albo jak kto woli miękławka - ot, rybka). Jedna z najbardziej zasłużonych łodzi podwodnych podczas amerykańskich rajdów na japońskie statki. Całość wycieczki jest dodatkowo elegancko skomentowana przez żyjących członków załogi, między innymi kapitana !
Na zewnętrznym pokładzie łódź wyposażona jest w uzborojny mostek
oraz potężne (jak na łódź podwodną) działko, które obsługiwały jednocześnie dwie osoby - oczywiście można zajrzeć zarówno w lufę jak i wizjer :)
Oczywiście nie może zabraknąć na tak wspaniałym okręcie dzwonka przywołującego na obiad..
Następnie głos lektora zaprasza nas pod pokład. W niezbyt uciążliwym tłumku Amerykanów przemieszczamy się przez kolejne "pokoje" Bowfina. Makabryczna ciasnota, spanie na torpedach i poprzetykane gdzieniegdzie zdjęcia pin-up girl - tak wyglądało życie pod wodą. Oczywiście koszykarze mogli raczej zapomnieć o takiej służbie wojskowej..
Obsługa torped spała w torpedowni na własnych bombach.. Reszta w niewiele wiekszych kajutach. Wszyscy jadali wspólnie w schludnej, ale małej kantynie, w któej podobno nawet była maszyna do robienia lodów. Jak opowiada kapitan - jedzenie było naprawdę wyśmienite dopóki go nie zabrakło :P
Ponadto każda część statku posiadała wyjście ewakuacjne na powierzchnię:
Gdy zbliża się wróg wszyscy wracają na mostek i za pomocą dość skomplikowanej maszynerii:
łódź podwodna schodzi głęboko pod wodę. Wówczas ustaje praca silników Diesla, które ładowały do tej pory akumulatory i statek przechodzi na zasilanie elektryczne:
Po kilku minutach trzeba wyłączyć wszystkie zbędne urządzenia - nasłuchuje się tylko dźwięków radaru i oczekuje na "opad" bomb głębinowych...
Ciąg dalszy nastąpi...
Dziś prawdziwy rarytas dla miłośników militariów. Stąpać po pokładzie USS Bowfin to musi robić wrażenie! W uzupełnieniu do Twojej relacji warto jeszcze zajrzeć na strony:
OdpowiedzUsuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/USS_Bowfin_(SS-287)
http://www.bowfin.org/website/index.cfm
gdzie można znaleźć wiele ciekawych informacji.
Na przykład to, że na 95 metrowym okręcie słuzyło 80 marynarzy! To pokazuje, jak musiało tam być ciasno!
Zdjęcia jak zwykle nadzwyczajne!
Zdjęcia faktycznie są przepiękne... I wspaniałe opisy jak zwykle... Tylko, ze tutaj już ktoś by wolał, żebyś wrócił i bardzo tęskni...
OdpowiedzUsuńDrewsa 20-22 przygląda się Pearl Harbor. Nie ma co - zatoka jest wieksza niż nasze stawki. No i brakuje nam tych zatopionych potworów. Za to C4 ma podobną do Bowfina deskę rozdzielczą. Chociaż coś.
OdpowiedzUsuńCo tam C4 - Pikuś to ma deskę rozdzielczą prawie jak Bowfin!
OdpowiedzUsuńZłośliwi twierdzą, że najbliżej do Bowfina jest jednak Fiatowi Pandzie z przyczyn prozaicznych :P
OdpowiedzUsuń